dziś jest

         
 
lipiec 2004r.
 
chcesz więcej informacji
wskaż wybraną datę
 
Historia jednej mogiły

17.07.2004 r.

 

Rekruci z naszych stron, byłego zaboru rosyjskiego, odsługiwali wojsko na Dalekim Wschodzie, Syberii. Nasz brat był w Nikolsk-Ussuryjsku, blisko Władywostoku. Jechali tam koleją transsyberyjską przez cały miesiąc, w wagonach towarowych. Ponieważ brat miał ładny charakter pisma, więc przez cały czas służby pracował w kancelarii. Ledwie skończył służbę i wrócił do domu, wnet wybuchła I wojna światowa. Poszedł na wojnę. Ze swoim Tulskim Pułkiem brał udział w 6 bitwach na terenie naszego kraju. W ostatniej bitwie o Sandomierz dostał się do niewoli austriackiej.

Tę bitwę we wrześniu 1914 r. Ciężko przeżywała nasza rodzina, a najbardziej matka. 72 Tulski Pułk, w którym służył brat, składał się przeważnie z Polaków, a wśród nich wielu pochodziło właśnie z sandomierskich stron, zbliżał się od Dęblina , Kraśnika. Gdy doszli do Zawichostu, odpoczywali 2 dni na tutejszych błoniach przed następną bitwą o Sando-mierz. Brat dał znać do rodziny w Dwikozach. Pospiesznie zebrały się matka i siostra Marysia i piechotą, 10 km, dotarły do pułku. Odnalazły brata. Widziały na nim dotychczasowe trudy wojny, gdyż oprócz złego psychicznego stanu, bardzo męczyły go długie marsze w nowych, zbyt pasowanych butach, które kupił u szewca tuż przed wyjazdem na wojnę. Zresztą, co tu wymagać dobrej postawy, dobrego nastroju u żołnierzy, którzy prawie co tydzień staczają duże bitwy.

Przed sandomierską bitwą brat wyraźnie czuł się przygnębiony, jakby w przeczuciu, że będzie to najcięższa z dotychczasowych bitew, może ostatnia, kto to może przewidzieć i odgadnąć. Po odpoczynku w Zawichoście wyruszyli w noc w kierunku Sandomierza. Nie głównym szlakiem na Winiary, Słupczę, Dwikozy, tylko polnymi drogami do wsi Rożki. Mieli atakować Sandomierz od strony zachodniej, czyli od równiny przed kościołem i cmentarzem Świętopawelskim, od Rokitka, Kobiernik i Góry Salve Regina, będącej już poza miastem. Prawdopodobnie Austriacy mieli dokładny zwiad i wiedzieli, że zbliża się rosyjskie wojsko i będzie atakować od zachodniej świętopawelskiej równiny. Że Austriacy o tym wiedzieli, wspomina Czesław Latawiec w swojej książce Sandomierz, moja młodość Który w tym czasie mieszkał na Krakówce,, u podnóża Góry Salveregińskiej. Na noc mającej się odbyć bitwy, Austriacy ewakuowali ludność Krakówki, wraz z dobytkiem.

 

Rosjanie zmęczeni około 20-kilometrowym nocnym marszem po bezdrożach dotarli do Sandomierza przed północą. Austriacy przygotowani do bitwy, zaczajeni za murami okalającymi kościół, cmentarz i przy wąwozach od strony południowej, podpuścili Rosjan blisko swoich stanowisk i wtedy otworzyli morderczy ogień z dział, karabinów maszynowych i ręcznych. Powstała wielka wrzawa wojenna. Gęsto padały trupy żołnierzy rosyjskich ostrzelanych znienacka i z zasadzki. Na ich miejsce dowództwo słało nowe kompanie z okrzykiem – Ura! Ura! Ci też ginęli, tworząc nową warstwę trupów naokoło kościoła, przy cmentarzu i na samym cmentarzu, jeśli udało się im przekroczyć mury, dużo niższe niż koło kościoła.

Wielki jazgot i strzelanina nie ustawały, powtarzały się jakby falami. Wszyscy z naszego domu w Dwikozach wyszli na wzgórze nad sadem i z biciem serca i wielkim przerażeniem słuchali tej wrzawy wojennej.. Matce krajało się serce, załamywała ręce i biadoliła nad synem, który się znalazł w tym piekielnym ogniu. Czy ocaleje?

Czas płynął, dłużył się, ataki i jazgot nie ustawały. Czasem zdawało się nam, że słyszymy wśród nieustannej strzelaniny masowe – Ura! Ura! – powtarzane przy nowych atakach. Wtedy przeważnie szli na białą broń, na “sztyki”. Paląca się naprzeciwko dzwonnicy “organistówka” oświeciła teren walki. Wrzawa i jazgot karabinów trwał jeszcze po północy, słabnąc coraz bardziej. Nad ranem słyszano tylko pojedyncze strzały z ręcznych karabinów.

Nie spaliśmy całą noc. Rano matka ciągle obmyślała, jakby się dostać do Sandomierza, co nie było sprawą łatwą, bo przecież to teren ostrych działań wojennych. Trudno jej było przetłumaczyć, żeby tego nie robiła.

Koło południa wybraliśmy się z matką do Sandomierza. Po drodze spotykaliśmy nadciągające nowe patrole i formacje wojskowe. Z trudem dostaliśmy się na pole walki, najpierw na drogę między kościołem a cmentarzem Świętopawelskim. Oczom wierzyć się nie chciało. Trupy zabitych leżały stosami, warstwami, najwięcej koło dzwonnicy. Jak tu szukać brata w takim kotłowisku? Zaglądaliśmy każdemu nieboszczykowi w twarz, przyglądając się czy to nie brat. Gdy trup leżał twarzą do ziemi, odwracaliśmy go i sprawdzaliśmy. Tego dnia nie znaleźliśmy. Zbliżał się wieczór. Trzeba było wracać do domu. Noc zastała nas w drodze.

Szukając pilnie brata nie zapomniałem o zbieraniu amunicji, której poniewierało się wszędzie dużo, i ładowałem naboje do wszystkich kieszeni. Brzęczało to przez całą drogę, ku przerażeniu matki. Następnego dnia od samego rana nowa wyprawa na cały dzień i szukanie jak poprzednio. Oglądaliśmy poranione twarze, całe we krwi. Trudno rozpoznać, kto to jest. Umiałem już wtedy dobrze czytać i pisać po rosyjsku, więc szukałem paszportu, który, jak wiedziałem, żołnierze zwykle nosili za cholewą buta.

Po obejrzeniu zabitych koło kościoła, ruszyliśmy na cmentarz. Tam blisko bramy, po lewej stronie kopano duży, głęboki dół, aby pochować zabitych. Widzieliśmy ich pokładzionych rzędem wzdłuż dołu. Było ich około 150. Na jednym z nich poznałem buty brata, ale twarz była inna, obca, zarost rudawy. Niby buty brata, a twarz nieznajoma.

Sięgałem za cholewę, wyjąłem paszport: figurowało tam nazwisko po rosyjsku. Wtedy zbliżył się do nas podoficer i zapytał po polsku, kogo szukamy. Wytłumaczyłem, że coś nam się tu nie zgadza, bo buty brata, a twarz obca, niepodobna i paszport na inne nazwisko.
- Wszystko się zgadza – wyjaśniał. – Antoniego Lipowskiego dobrze znałem, to nie on, z całą pewnością. Buty jego, bo zamienił się w drodze z drugim żołnierzem, w tych wcale już nie mógł maszerować. Między zabitymi, przygotowanymi do zakopania, wcale go nie ma.

Uspokoiliśmy się trochę, zachowując iskrę nadziei. Poszliśmy dalej na cmentarz. Wiele grobowców murowanych miało otwarte płyty wejściowe, a wewnątrz między trumnami dawno pochowanych ludzi leżeli zabici żołnierze. Taki widok można było ujrzeć w wielu grobowcach.
Z cmentarza poszliśmy w kierunku drogi św. Jakuba. Było tam kilka domków. Widzieliśmy zabitych w dołach kartoflanych, w komórkach wśród różnych rupieci, garnków. Dużo zabitych żołnierzy leżało u wylotu wąwozu “Piszczele”.

Zbliżała się noc. Trzeba wracać do domu, Ja znowu obładowany amunicją.
Trzeciego dnia dalsza wyprawa. Przeszliśmy na pola za kościołem św. Pawła. Jakże dużo leżało tam trupów. Już nie tak warstwami, jak przy kościele, ale jeden obok drugiego na dużej równinie i w wąwozach blisko salveregińskiego pagórka z krzyżem na szczycie. Teraz było widać, jak wielu poległo. Prawie cały pułk leżał pokotem. Zostali na placu i to na zawsze. Może byli tacy, co polegli na swojej własnej ziemi, bo to przecież pułk, w którym służyło sporo sandomierskich synów.

Salve Regina Sandomiriensis, morituri te salutant! Rozpoczęliśmy oglądanie każdej twarzy. Spotkaliśmy tam pojedynczych żołnierzy austriackich, a nawet wyższego rangą oficera. Buty miał zdjęte, leżał w skarpetkach. Oprócz mnie i matki kręciło się tam sporo ludzi. Niektórzy pewnie szukali wśród poległych swoich bliskich, tak jak my, inni szukali może wojennych łupów.
Nie tak daleko od kościoła kopano 2 długie, głębokie doły. Obok stały beczki z wapnem. Ściągano z pobliża poległych żołnierzy. I wśród nich nie znaleźliśmy brata. Zaczęliśmy rozmawiać z niektórymi ocalałymi żołnierzami, pytaliśmy o brata. Wielu było takich, co go znało. Tłumaczyli, że nie widzieli go pośród zabitych.

Widok pola bitewnego był niesamowicie przygnębiający, jakby nie z tej ziemi. Bardzo przygnębieni byli ci, co ocaleli. Podoficerowie często powtarzali to samo: - Gdyby nie zdrada dowódcy, nie doszłoby do takiej tragedii, bo kto słyszał atakować miasto po długim i uciążliwym marszu w taką ciemną noc. Przecież wybiegając z różnych zaułków mogliśmy się wzajemnie mordować. Spotkała go zasłużona kara, jeszcze w czasie atakowania, gdyż wielu oficerów zorientowało się o oczywistej zdradzie. Dotąd potrafiliśmy się bić dzielnie i odnosić zwycięstwa, ale nie w takich warunkach, gdy wprowadzano nas w matnię i uplanowaną zasadzkę.

Jakby nie dając wiary dotychczasowym poszukiwaniom i informacjom spotkanych żołnierzy i podoficerów, nadal przychodziliśmy jeszcze przez dwa dni następnych, szukając w zaroślach, rowach, rozdołach, nawet dość odległych od głównego pola walki. Nigdzie nie odnaleźliśmy brata. Różnie myśleliśmy. Sądziliśmy, że gdzieś na uboczu pozostał nie spostrzeżony.

Czas leciał. Chyba po 3 latach dostaliśmy wiadomość, że żyje i pracuje u młynarza blisko Cieszyna. Do niewoli dostał się przy wzgórzu Salvereginy, tuż nad ranem, razem z dwoma żołnierzami. Początkowo wywieziono ich w głąb Austrii, do Salzburga, później do Budapesztu.

Gdy w końcowej fazie wojny zaczęło Austriakom brakować ludzi do pracy, brata przydzielono do gospodarki młynarza pod Cieszynem, skąd przed zakończeniem wojny w 1918r. uciekł do domu i ukrywał się, a gdy nasze tajne organizacje wojskowe szykowały się do rozbrojenia okupanta, wtedy wyszedł z ukrycia i przyłączył się do ruchów wolnościowych.

fragment książki Wojciecha Lipowskiego Lekarz
wyd. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza. Warszawa 1980
 
ten fragment dedykujemy wszystkim, którzy nie znają historii tego miejsca,
a w szczególności Stowarzyszeniu Opieki nad Zapomnianymi Mogiłami
 
  
W tej mogile spoczywa ok. 150 żołnierzy austriackich. Polegli w pierwszych dniach września 1914 r. w nocnej bitwie stoczonej z wojskami rosyjskimi. W obu armiach służyli również Polacy. Miejsce naszej pamięci. Podlega ochronie. Stowarzyszenie Opieki nad Zapomnianymi Mogiłami.
 
    komentarze:
   
        
    dodaj swój komentarz
     
           
   
Jak dojechać, Informator, Plan Miasta, Historia, Urzędy i Instytucje, Kościoły, Kultura i SztukaEdukacja, Zdrowie, Gospodarka, Turystyka, Katalog firm,
Dawny Sandomierz, Wędrówki ulicami, Komunikacja, Bezpieczeństwo, Na starej fotografii, FotoGaleria, Reklama, Ogłoszenia, Katalog WWW
Jeśli jesteś w posiadaniu interesujących materiałów dotyczących Sandomierza prosimy o kontakt.
    o serwisie pomoc  

STRONA GŁÓWNA

• stronę optymalizowano dla IE 5.0+ • zalecana rozdzielczość 1280x1024 •

napisz do na

www.sandomierz.org

webmaster webmaster

copyright © sandomierz.net  Wszelkie prawa zastrzeżone

serwis istnieje od 20 kwietnia 2003r. i nie jest stroną oficjalną miasta